REKLAMA
Data dodania: 03.02.2010
Liczą się układy, a nie człowiek
Liczą się układy, a nie człowiek
- Twierdzą osoby, które czują się pokrzywdzone przez Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Czy szukając sprawiedliwości skierują skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu?

Maciej Wroński od wielu lat cierpi na przewlekłą chorobę obturacyjną płuc. W wyniku wypadku stracił pół płuca. Przeszedł też wylew. Większy wysiłek sprawia, że Wroński dostaje krwotoku z płuc. Prawie każde wyjście na dwór przy ujemnych temperaturach powoduje u niego zapalenie płuc. - Dostałem rentę. Miesięcznie niecałe 140 złotych. To po prostu jakaś kpina. Szukaliśmy więc pomocy w Ośrodku Pomocy Społecznej. Z początku wszystko było w porządku. Ale szybko zaczęły się problemy  - opowiada Wroński.

Państwo Wrońscy skarżą się, że pracownicy socjalni potraktowali ich jak istoty gorszego gatunku. Do tego stopnia, że sprawiedliwości zaczęli szukać w sądzie. Po tym jak piska prokuratora umorzyła postępowanie, w ich sprawie interweniował sam Zbigniew Ziobro, ówczesny minister sprawiedliwości. Wrońscy skierowali też skargę przeciwko Polsce  do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Sędziowie przyznali mieszkańcom Pisza rację.

Jednak wyrok trybunału nie oznaczał wcale, że problemy Wrońskich z pracownikami MGOPS się skończyły. - Mamy wrażenie, że wręcz zaczęli mścić się za Strasburg. Chcieliśmy zostać rodziną zastępczą, zwróciliśmy się więc do PCPR. Odmówiono nam, a w uzasadnieniu przeczytaliśmy, że powodem takiej decyzji między innymi jest fakt, że jestem... kibicem piłkarskim. Warto dodać, że dyrektorem PCPR była wtedy dobra znajoma ówczesnej kierowniczki MGOPS - opowiada pan Maciej.

- Konsekwentnie odmawiano nam przyznania zasiłku celowego na leki czy na opał. Bo pracownik socjalny nie widział takiej potrzeby. Ustawy swoje, a MGOPS swoje. Doszło do takiej sytuacji, że od mrozu popękały nam w domu grzejniki. Zasiłek na opał przyznano nam dopiero po interwencji dzielnicowego, który na własne oczy zobaczył jakie warunki panują w naszym domu - dodaje pani Anna.

Państwo Wrońscy zapewniają, że starają się jak mogą, by stanąć na nogi. Nie chcą, jak niektórzy podopieczni ośrodka, całe życie korzystać z jego wsparcia. Dzięki dotacji z PUP otworzyli własną działalność gospodarczą. Potrzebowali jednak większej kwoty na uzyskanie licencji, potrzebnej do wykonywania pracy. O pomoc poprosili ośrodek, który powinien przecież wspierać osoby dążące do ekonomicznego usamodzielnienia. I tym razem zostali odesłani z kwitkiem.

- Udzielenie nam pomocy uzależniono od podpisania przez nas oświadczenia, że nigdy już nie przyjdziemy do MGOPS. Czy to jest zgodne z prawem? Nie chcemy korzystać z ich pomocy i staramy się odbić od dna. Ale życie już nam pokazało, że zdarzyć się może różnie. MGOPS powinien zapobiegać wyuczonej bezradności a nie ją wspierać. Nam proponowali sprzedaż domu i ziemi. Wraz z tym mój chory mąż utraciłby ubezpieczenie. I co wtedy? Całe życie mielibyśmy korzystać ze wsparcia MGOPS?  - pytają Wrońscy.

Wrońscy w swoich odczuciach co do pracy pracowników socjalnych z piskiego MGOPS nie są odosobnieni. Oprócz nich do redakcji Piszanina zgłosiły się trzy różne rodziny. Każda z nich ma za sobą inną historię, ale wszystkie mają wspólny mianownik.

Rodziny zgodnie podkreślają, że pracownicy socjalni zachowują się wobec nich nieuprzejmie, nie szanują ich. Skarżą się na opieszałość pracowników ośrodka, mówią, że nie informują oni podopiecznych o przysługującej im pomocy, a świadczenia przyznają uznaniowo a nie ustawowo. Nasi rozmówcy mówią, że zdarzało się, że byli zmuszani do podpisywania dokumentów in blanco, pod groźbą odebrania świadczeń. Przyznają się, że żyją w strachu, że zabrane zostaną im świadczenia i dlatego zazwyczaj nie składają skarg.

- Ja skargę złożyłam. Burmistrz oczywiście uznał ją za bezpodstawną. Ale nie dziwi mnie to. W Piszu liczą się układy, a nie zwykły, szary człowiek. Przykładem jest choćby sprawa pani Anny Murzy, która pozostawiona sama sobie prawie zamarzła. Kobieta była pod opieką pani, która sama była podopieczną ośrodka. Wszyscy pamiętamy jak to się skończyło. Ale ośrodek swojej winy w tym nie widział.

- Kiedyś usłyszałam od jednego urzędnika, że to jak nas traktują pracownicy socjalni to wina "tych ludzi, którzy przychodzą do opieki, z nastawieniem, że im się wszystko należy i o wszystko się awanturują." Poczułam się jakby ktoś wymierzył mi policzek. Wiem, że ludzie są różni. Ale uważam, że człowiek, który pełni stanowisko pracownika socjalnego powinien zawsze podchodzić do drugiego człowieka z szacunkiem, jaki by on nie był - mówi ze smutkiem pani Wasilewska, która również czuje się pokrzywdzona przez pracowników MGOPS.

Wtóruje jej Wroński - Z żalem stwierdzam, że człowiek, który udaje się do ośrodka pomocy społecznej musi być świadomy, że pracują tam zwykli urzędnicy. A wszyscy wiemy jak jest w urzędach. Urzędnik w petencie widzi tylko wroga ustroju i czuje się zobowiązany do ochrony tego ustroju przed człowiekiem, nie odwrotnie. Ot, taka pozostałość z czasów PRL. - Nie wykluczamy, że skierujemy kolejną skargę do Strasburga w naszej sprawie. Zastanawiamy się nad pozwem zbiorowym - dodaje jeszcze.

Elwira Świetlicka, dyrektor MGOPS, którą poprosiliśmy o komentarz, zapewnia, że wszystkie skargi na pracowników socjalnych są weryfikowane i wyciągane są konsekwencje. O zmuszaniu do podpisywania dokumentów in blanco nie słyszała - Nie zgłaszano mi takich przypadków. Naturalnie jest to działanie niezgodne z prawem i o każdej takiej sytuacji należy powiadomić bezpośrednio kierownika działu lub dyrektora.

- Należy zaznaczyć, że zadaniem pomocy społecznej jest wspieranie osób i rodzin w wysiłkach zmierzających do zaspokojenia niezbędnych potrzeb życiowych, a nie zaspokajanie wszystkich potrzeb. Osoby korzystające ze wsparcia powinny najpierw wykorzystać własne uprawnienia, zasoby i możliwości. Pracownik socjalny znając sytuację danej rodziny ma prawo podpowiadać lub sugerować możliwości rozwiązania trudnej sytuacji.

- Udzielanie pomocy publicznej zawsze budzi wiele kontrowersji. W każdym społeczeństwie są osoby potrzebujące pomocy, ale również tzw. "naciągacze". Dlatego staramy się weryfikować podawane informacje, tak aby pomoc trafiała do osób rzeczywiście najbardziej potrzebujących - wyjaśnia Elwira Świetlicka.

Imiona i nazwiska osób opisanych w artykule zostały zmienione na prośbę naszych rozmówców.

 

 

 


 

Opinie i komentarze

Komentarze

Brak komentarzy, bądź pierwszy!

Dodaj Komentarz

5000
Piski Portal Internetowy Piszanin | Wydawca - MASURIA® Krzysztof Szyszkowski | Kopiowanie zawartości bez zgody wydawcy jest zabronione
Polityka Prywatności | Kontakt